Historia powstania Wyspy Dzieci
Dawno, dawno temu na środku wielkiego oceanu znajdowała się wyspa, wokół której, z błękitnej wody, wyłaniały się inne, mniejsze wyspy. Na dużej wyspie mieszkali ludzie, Ci mali i Ci więksi, razem pokonując drobne przeszkody i chwytając radość życia. Ich codzienność była bardzo podobna do naszej, dzieci uczyły się i bawiły, podczas gdy ich rodzice pracowali. Dzień za dniem mijał, niewiele różniąc się od poprzedniego. Jednak pewnego razu wyspę odwiedził tajemniczy wędrowiec. Miał on ze sobą wielki worek, w którym, jak twierdził, przechowywał coś bardzo cennego.
Przybysz zachęcał mieszkańców wyspy, by nabyli sekretny przedmiot, który miał odmienić ich jednostajne życie, jednak żądał niezwykłej zapłaty – mieli oni dać mu w zamian najwspanialszy owoc, jaki rośnie na ich wyspie. W czasie, gdy dorośli zaczęli gorączkowo poszukiwać owocu, wszystkie dzieci, zupełnie niezainteresowane workiem nieznajomego, przeniosły się na jedną z okolicznych mniejszych wysp, gdzie mogły bawić się do woli.
I tak właśnie powstała Wyspa Dzieci – miejsce, w którym najmłodsi mogą z radością witać każdy dzień, wspólnie się rozwijać, podziwiać naturę.
Ale, wracając do dużej wyspy i tajemniczego wędrowca, który miał odmienić los jej mieszkańców – pewnie zastanawiacie się, czy komuś udało się zdobyć zawartość worka? Jeden z dorosłych znalazł w końcu najdorodniejszy owoc i przyniósł go nieznajomemu. W zamian za to mężczyzna przekazał mu zawartość worka – zwycięski rodzic otrzymał magiczny zegar.
Przybysz wyjaśnił wszystkim, że zegar ma niezwykłą moc – nie odlicza czasu, który jest spędzany z bliskimi. Dorosły, który otrzymał cenny dar, postanowił podzielić się nim z pozostałymi mieszkańcami. Tak powstała Wyspa Rodzica, czyli miejsce, w którym czas nie ucieka, gdy jesteśmy razem z bliską rodziną.
A co w tym czasie działo się na pobliskiej Wyspie Dzieci? Któregoś dnia, podczas zabawy, rezolutna Martynka pomyślała, że chciałaby zobaczyć i dowiedzieć się więcej. Domyślała się już, że gdzieś niedaleko istnieje nieznany dla niej i innych dzieci świat. Zapragnęła wyruszyć w podróż, by zaspokoić swoją ciekawość i przeżyć nowe przygody. Znalazła niewielką łódkę, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy – zabrała kompas, jedzenie oraz wodę – pomachała innym dzieciom i odważnie wyruszyła w podróż.
Wyspa Odkrywców
Płynęła i płynęła, aż wreszcie zauważyła na horyzoncie wyspę z wielką flagą z napisem „Wyspa Odkrywców”. Zacumowała i wyruszyła w drogę po nieznanym lądzie. Po chwili marszu spotkała Zosię i Stasia. Od razu się polubili, ponieważ wszyscy troje kochali przygody. Nowi przyjaciele powiedzieli Martynie, że na ich wyspie za każdą górą czekają nowe odkrycia!
Skąd o tym wiedzieli? Kiedyś, przemierzając gęste zarośla, Zosia i Staś zobaczyli unoszący się dym.
– Zaciekawieni ruszyliśmy w stronę jego źródła – mówił Staś. – Podchodząc coraz bliżej, usłyszeliśmy niezwykłe dźwięki i głosy, a zza krzaków ujrzeliśmy, jak ludzie w kolorowych strojach tańczą w rytm muzyki. Dołączyliśmy do nich na parę dni. Innym razem napotkaliśmy przyjaźnie nastawionych rycerzy, którzy nauczyli nas jeździć konno… a inne rzeczy, które odkryliśmy i zobaczyliśmy, to już opowieść na inny dzień, bo wiesz, Martynko, jesteśmy teraz umówieni z Bonifacym – to nasz przyjaciel, niezwykły zając, dzięki któremu poznajemy różne miejsca i kultury. Jeśli chcesz, możesz iść razem z nami i posłuchać jego opowieści!
Wyspa Wrażeń
I tak Martynka razem z Zosią i Stasiem poszła na spotkanie z Bonifacym. Jednak zając przywitał przybyszy w zaskakujący sposób: – Kochani, dla mnie przyszła pora, by opuścić tę Wyspę. Chcę zdobyć nowe umiejętności, nauczyć się wielu rzeczy i poznać inne miejsca. Czy ktoś z Was chciałby udać się ze mną?
– Ja bym bardzo chciała! – odparła Martynka. I razem z zajączkiem wsiadła do łódki i ruszyła w dalszą podróż…
Po niedługim czasie dopłynęli do pięknej zielonej Wyspy.
– Widzisz, Bonifacy? To rzeczywiście zupełnie inny świat! Chodźmy zwiedzić tę wyspę! – zawołała Martynka, znana ze swej odwagi i ciekawości.
Idąc razem ścieżką pośród wysokich drzew, podziwiali otaczającą ich przyrodę. W pewnym momencie, w oddali, spostrzegli lśniącą rakietę kosmiczną! Oczarowani pobiegli przyjrzeć się obiektowi, obok którego stał pan w białym stroju, z dużym przykrywającym oczy kaskiem.
– Cześć! Kim jesteś? – zapytała bez ogródek Martynka.
– Jestem dowódcą statku kosmicznego, niedawno wylądowałem na tej wyspie, zwanej Wyspą Wrażeń. Jeśli chcecie, mogę Was zabrać w niezwykłą podróż.
– Tak! Bardzo chcemy! – krzyknęli jednym głosem Bonifacy i Martyna.
– Aby polecieć w kosmos, musicie ubrać się w takie same stroje, co ja – powiedział dowódca, a Martynka i zając bez marudzenia założyli kombinezony. Chwilkę później wystartowali. Zachwycona dziewczynka przez okno podziwiała gwiazdy, komety i inne planety.
Gdy wylądowali, dowódca otworzył drzwi, a podekscytowani pasażerowie wyskoczyli z rakiety.
– Proszę – w ostatniej chwili złapał ich dowódca kosmicznego statku – mam dla Was specjalny zegarek, byście mogli odmierzać kosmiczny czas. O godzinie 16.00 ruszamy z powrotem. Nie spóźnijcie się! Do zobaczenia za 2 godziny.
Zegarek świecił się różnymi kolorami, a jego wskazówki poruszały się z podwójną szybkością.
– Szybko, Bonifacy! – krzyknęła Martynka – mamy mało czasu, a tyle jest do zobaczenia!
Na planecie, na której wylądowali, wszystko wyglądało dziwnie. Ziemia była pokryta samym żwirem, a dookoła nie zauważyli nawet jednej rośliny. Nie było domów ani dróg, ani zwierząt, ani ludzi. Tylko pustynia. Z początku nie zauważyli, że śledzi ich grupa zielonych stworków, które z zaciekawieniem przyglądały się obcym istotom. Nagle Martynka odwróciła się…
– AAAAAAAAA! – wrzasnęła dziewczyna.
– OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO! – wrzasnęła gromadka wystraszonych, zielonych potworków, które schowały oczka na długich czułkach za siebie.
Zapadła cisza… Powoli, z nutką niepewności, stworki zaczęły wysuwać swoje czułki. Martynka również nabrała odwagi, odsłoniła oczy i ujrzała grupę ufoludków w pełnej okazałości.
– Jestem Martynka! A wy? – przedstawiła się całkiem już uspokojona dziewczyna.
Ufoludki zaczęły wydawać niezrozumiałe dźwięki, złapały Martynkę i Bonifacego za ręce i pociągnęły ich za sobą. Wszyscy razem dotarli na plac zabaw, który wyglądał nieco inaczej niż te na Ziemi. Pierwszym obiektem, który zobaczyli, była konstrukcja przypominająca trampolinę. Nim Martynka zdążyła się jej dokładniej przyjrzeć, ufoludki już skakały po niej na wysokość 30 m z ogromną szybkością! Dziewczynka postanowiła do nich dołączyć. Wybiła się i w sekundę wylądowała w powietrzu wśród gwiazd i innych planet. Hop, siup! Ale zabawa!
Kiedy zachwycona Martyna podskakiwała na zaczarowanej trampolinie, stworki zdążyły już zejść i wskoczyć na huśtawkę, która od ziemskiej różniła się tylko jednym elementem – magicznym guzikiem. Po jego wciśnięciu huśtawka zaczynała sama się bujać i w mig przenosiła swojego pasażera do innej krainy – pełnej słońca, roślin, kolorowych zwierząt. Dziewczyna czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziała! Jednak w pewnym momencie musiała spojrzeć na zegarek.
– Bonifacy, już za 4 minuty czwarta! O 16.00 kapitan startuje! – zawołała do zajączka. Dziewczynka szybko wyściskała się ze stworkami, złapała Bonifacego za łapkę i ruszyła biegiem do statku. W ostatniej chwili zdążyli! Kapitan już przyciskał guzik zamykający wrota.
– Chyba dobrze się bawiliście, Martynko – uśmiechnął się kapitan.
– Tak, to była niesamowita przygoda i nigdy jej nie zapomnę!
Wyspa Skauta
Powrotna podróż statkiem kosmicznym przebiegła bardzo przyjemnie. Kapitan, żeby rozerwać swoich pasażerów, opowiedział im o małym chłopcu, który dawno temu, podobnie jak Martynka, bardzo chciał poznawać świat, i zupełnie jak Bonifacy, marzył o zdobywaniu nowych umiejętności, no i w końcu też został odkrywcą. A jak to dokładnie było? Posłuchajcie historii kapitana:
– Moi drodzy, kiedy Wam nie śniło się jeszcze o podróżowaniu, na Wyspie Dzieci mieszkał mały Krzyś, który wraz ze swoimi najlepszymi przyjaciółmi miał dość wiązania im butów przez babcie, dość oglądania szałasów w Internecie i zastanawiania się, czy naprawdę kamieniem da się rozpalić ognisko i czy taka kiełbaska z patyka smakuje tak samo, jak ta z patelni.
Koleżanki i koledzy Krzysia też mieli dość, bo chcieli wreszcie być samodzielni – wiązać sobie sznurowadła, zbierać patyki w lesie (po to, by zbudować z nich prawdziwy szałas!), a na polanie własnoręcznie ułożyć ognisko. Wreszcie, marzyły im się pieczone kiełbaski, trochę umazane węglem i przypalone, ale przyrządzone przez nich samych!
Na szczęście na wyspie wśród dorosłych byli tacy, którzy świetnie to marzenie rozumieli. I oni właśnie postanowili stworzyć Wyspę Skauta – miejsce, gdzie dzieci mogły zacząć spełniać swoje marzenia o samodzielności, a ich rodzice nie musieli się martwić, że coś im się stanie.
Dzieci na Wyspie Skauta mogły budować, lepić, malować, brudzić się do woli. Musiały też jednak nauczyć się porządku, robienia kanapek, współpracy w grupie. Same się myły, poznawały kierunki świata, rozwijały umiejętności. Po tygodniu na Wyspie czuły się o wiele mądrzejsze i dojrzalsze, a przede wszystkim – nareszcie samodzielne.
Tak brzmiała opowieść kapitana. Czy była prawdziwa? Może nie do końca tak to było, ale przecież mogłoby tak być 🙂
Wyspa Rodzica i Wyspa Dzieci najpierw dołączyły do swojego archipelagu Wyspę Skautów, a następnie kolejne fascynujące miejsca – Wyspę Wrażeń i Wyspę Odkrywców – tak, aby każde dziecko znalazło coś dla siebie. I wszystkie żyły długo i bardzo szczęśliwie 🙂